Nowalijka czy w koło Macieju?

Czyż program z niby-gwiazdami żwawo przemierzającymi, ale nie w tę i nazad, Półwysep Indochiński, to niestrawny, niemożebny półprodukt, jak rzecze nadbużańska fanka Julii Hartwig? Zżyma się na to bialskopodlaski choreograf pijący nie tużpowojenny burbon, ale wino zbożowe z dyskontu reklamowanego przez korpulentną dziennikarkę, według którego to medialny majstersztyk.

Szwarccharakterem i zarzewiem wszelkich konfliktów rzeczonego programu okrzyknięto żonę nie żonę chuderlawego okularnika z syndromem Piotrusia Pana. Zbierający głóg kubofuturysta z Żyrzyna, nocny marek nienawidzący niewykwintnego rostbefu, uważa, że niewiasta ta na pytanie „Którędyż do celu?” odpowie bez krzty zawahania: „Po trupach”. Z jej adwersarzami nie zgadza się odwiedzający rokrocznie cmentarz Rakowicki rutenista z Nietupy, zdobywca Buczynowych Turni, twierdzący, że show-biznes to nawet nie nadrzeczywistość, ale li tylko przedstawienie, w którym każdy gra. O niekoleżeńskiej zawodniczce, jak i o hat tricku monachijskiego napastnika nie słyszał w ogóle mól książkowy z Roszek-Wodziek, dla którego prościuteńkie pojęcia to woda Burowa, muhafaza i możylinek.

Dwudziestosześcioletni kutnowski urwipołeć, zadurzony w nadzwyczaj temperamentnej międzyborzance, po odpadnięciu za nieprzestrzeganie regulaminu nie fafuły, nie beksy-lali, ale wytatuowanego eksboksera, poprosił Ministerstwo Obrony Narodowej o medal za męstwo, bo przecież zniesienie takiego rozstrzygnięcia było nie lada osiągnięciem. Behawiorystka z Woli Uhruskiej, pomimo nielichego ischiasu protestująca przeciw hiperrestrykcyjnej ustawie antyaborcyjnej, skonsumowała paluchy z anchois i makaron al dente, po czym oparła się o wezgłowie z namalowanym sjeną Swarożycem, by kibicować nie całkiem perfekcyjnej Małgorzacie. Tłumacza Habermasa z Chociul, czytającego niedawno o hidżrze Mahometa, samozwańczego eksperta od Hełmu-Pirgi, Morsztynowskiej Banialuki, żadnego klituś-bajduś, zjeżyło od razu, że niektórzy uczestnicy zachowują się jak neokolonizatorzy, którzy wszędzie widzą motłoch w pipidówkach, podczas gdy to im do twarzy byłoby w gumofilcach.

Czy w obliczu tak przeogromnych emocji telewidzów nie powstanie kolejne celebryckie reality show? Toż to pewne jak bum-cyk-cyk!