Wrzesińskie Dyktando 2013

 

Bohaterowie epoki ponowoczesności

 

Współczesnym bohaterem nie zostanie pozytywistyczny człowiek instytucja, to również nie czas późnośredniowiecznych herosów z pól bitewnych. W popkulturowej wyobraźni przechowa się, oczywiście co najwyżej na akademicki kwadrans, ta osoba, która w wirtualnej rzeczywistości ma kliknięć co niemiara. Nikt nie przebije południowokoreańskiego muzyka, ale i potomkowie Piasta Kołodzieja mają swych bohaterów.

Przeszło rok temu dwóch około czterdziestoletnich żartownisiów na basenie będącym niby‑stadionem wyskoczyło z cicha pęk, robiąc kilkudziesięciosekundowe superprzedstawienie i wprawiając w ekstazę tłum będący dotąd w nie najlepszym nastroju. Niesforni kibice zostali w końcu obezwładnieni przez stewardów, ale wcale a wcale nie było to rach-ciach! Niezadługo stanęli wprawdzie przed sądem, ale że sponad chmur zawsze wyjrzy słońce, to swą popularność zdyskontowali w reklamie. Ich nie lada wyczyn sprawił, że i słuchający hip-hopu lekkoduch z Żyglądu, niechcący robić w pracy za murzyna,
i habilitujący się z chondroblastów leworęczny borzęcinianin, poczuli dumę. Polak jednak potrafi! Wzmożenie w narodzie było przeogromne: notoryczny hipochondryk przestał niedomagać, a Trasa W-Z się odkorkowała. Tej euforii nie uległa jedynie z lekka przeintelektualizowana trzebieżanka, biegle władająca francuszczyzną ultrafanka ruchów kontrkulturowych, prywatnie eksżona Trynidadczyka, notabene mająca z nim krzyż pański. Damulka ta, półleżąc na rdzawoczerwonej wersalce i zagryzając z wolna małgorzatkę, nijak nie mogła pojąć fenomenu owych jegomości, uznając to li tylko za koszałki-opałki.

Wiara w rodaków została nad wyraz nadwątlona w Radomiu, gdy przy akompaniamencie kolędy w tonacji C-dur sześćdziesięcioparolatka wzięła z wigilijnego stołu trzy półtoralitrowe napoje. Jako że przewinienie to nastąpiło pod czujnym okiem kamery, kobieta stała się w oczach poniektórych symbolem szubrawstwa. Socjaldemokrata
i antyklerykał z Brzyskorzystewka, arcywróg żeromszczyzny, z zawodu lekarz internista, zarzucał radomiance hipokryzję: z pewnością późnopopołudniową porą żarliwie odmawia różaniec (Różaniec), a wieczorem zmienia się w łupieżcę. Z kolei anabaptystka z Micigózda, właścicielka ponadośmioletniego nowofundlandczyka, lubująca się w noszeniu niemnących greczynek, przytomnie zauważała, że takie zachowanie nie jest odosobnione, ale typowe dla rzekomych super-Polaków.

Bohaterką ostatnich dni została gitarzystka w króciusieńkiej spódniczce. Choć byle jaki jasnowidz przewidziałby, że ten występ to nie będzie cud-miód, jednakże zaprezentowana hiperżenada, która była ponoć żartem, przeszła najśmielsze oczekiwania. Obieżyświat z Raciąża, któremu nieobcy Płaskowyż Nowozelandzki czy zamek trocki na Litwie, oniemiał dopiero przy tym występie. Małoż to? Polka jednak potrafi!

 

Facebook