Tekst XV Dyktanda Wrzesińskiego 2017

Oto tekst z PiENtnastego JubileÓszowego Dyktanda Wrzesińskiego.
Z rozmów kuluarowych wynika, że było to najtrudniejszy z dotychczasowych tekstów.

Autorem tekstu jest Sebastian Surendra.

Psychiczny ekshibicjonizm czy matczyna duma?

Nie tylko pięćsetzłotowy banknot sprawił, że wokoło widać więcej dzieci. Różnej maści celebryci upubliczniają zdjęcia swoich pociech z uczenia ich savoir-vivre’u przy obiadokolacji, jak i z miniwyprawy do Skórcza w Borach Tucholskich.

Prym w tym wiedzie żona nie żadnego wątłusza, beksy-lali, ale piłkarza, dla którego ustrzelenie hat tricka jest proste jak napisanie licencjatu o sobie samym. Ta eksmistrzyni kumite, dla niektórych alfa i omega choćby w dziedzinie fitnessu, non stop zamieszcza wiele fotografii córki. Podoba się to hołdującej metodzie Montessori i postmannheimowskiej socjologii wiedzy chemiczce z Hażlacha, walczącej z cellulitem, halitozą i halluksami posiadaczce puśliska, która sądzi, że każdy rodzic chciałby to robić, ale nie każdego chce się oglądać. Nadobecność w mass mediach popiera też zamieszkujący Swornegacie niedoszły zdobywca Chopoka, który odkąd gangsta rap zamienił na zespół discopolowy, lata nie Wizz Airem do Edynburga, ale na pokładzie rejsowego samolotu do Abu Zabi popija goldwassera i alasz, zagadując pewną hażankę w bluzce w kolorze lapis-lazuli.

Przebywający nad Rurzycą wielbiciel „Płonących ścieżek” Hołuja, widząc na Stadionie Narodowym pozującą raz po raz do selfie celebrytkę, rzecze za to z przekąsem: „A któż to, nie mając kuku na muniu, zostawia dwuipółmiesięczną córuchnę, taką tyci-tyci, może nie samopas, ale pod opieką li tylko babysitterki?”. Zaparzająca co dzień yerba mate zosia samosia z Dzierzążni, planująca wojaż do Szczawna-Zdroju śladami Gerharta Hauptmanna, uważa, że takie tabloidowe kurioza to nie ple-ple, gadka szmatka ani nudy na pudy, ale dezinformacja mająca odciągnąć uwagę Polaków od pseudoreformy sądownictwa. Ta ubóstwiająca balejaże i hirudoterapię narzeczona ekspezetpeerowca gorszego sortu sądzi bowiem, że spychanie Polski w niedemokratyczne chęchy to nie strachy na Lachy, ale smutna rzeczywistość.

Inżynier z Hażlacha, przed którym kipi-kasza nie ma tajemnic, mówiący ex cathedra o jagodach goji, Gogłuskiej-Jerzynie i kairskiej mahale, gotując bulgur z bakłażanem, skonstatował, że media o jedne niby-gwiazdy dbają jak o jajo Fabergé, nie szczędząc im ochów i achów, a na innych jest huzia na Józia. Ornitolog amator z Nieżywięcia, o fryzurze à la Rutger Hauer, hiperfan anchois i Hładki-Wajwódowej, wiedzący co nieco i o chorobie Alzheimera, i o rodzie Borzobohatych, uważa zaś, że muzyką dla serca są trele-morele jemiołuszek, a nie fałszywe nuty celebryctwa.

Abstrahując jednakże od show-biznesu: czyż wszystko, co prywatne, ma stać się publiczne?

Nagrody

W tegorocznym dyktandzie oprócz upominków rzeczowych można również wygrać karty podarunkowe o wartości od 100 zł do 500 zł – do wykorzystania w sieci Empik.

Przypominamy również, że przygotowaliśmy nagrody specjalne dla najlepszych Wrześnian (w ramach kategorii otwartej). Tym bardziej zachęcamy do wzięcia udziału.

Termin zgłoszeń został wydłużony do 08.11.2017 r. Zapraszamy na www.dyktandowrzesinskie.pl/rejestracjaXV

Projekt CiekawoStek!

Ruszamy z naszym nowym projektem: CiekawoStek, czyli stek (zbiór, nagromadzenie) ciekawych rzeczy dotyczących języka polskiego. To nasz kolejny krok do realizacji celu, jakim jest popularyzacja kultury języka polskiego, ale też trening i zachęta do udziału w kolejnym Dyktandzie Wrzesińskim.

CiekawoSt(e)ki będą się pojawiały na naszym fanpage’u na www.facebook.com/DyktandoWrzesinskie.

„W dniu dzisiejszym” pojawił się pierwszy CiekawoStek, którego możecie zobaczyć TUTAJ.

Wyniki wszystkich uczestników

Poniżej przedstawiamy wyniki wszystkich uczestników TRZternastego Dyktanda Wrzesińskiego 2016:

Numer startowy Wynik
1.
2. 36 ort.
3. 46 ort.
4. 26 ort. + 2 int.
5. 5 ort. + 1 int.
6. 33 ort. + 2 int.
7. 8 ort. + 2 int.
8. 10 ort.
9. 32 ort. + 2 int.
10. 7 ort.
11. 9 ort. + 3 int.
12. 4 ort. + 1 int.
13. 29 ort. + 2 int.
14. 62 ort.
15. 35 ort. +2 int.
16. 68 ort
17. 32 ort. + 1 int.
18. 30 ort.
19.
20. 38 ort.
21. 49 ort + 2 int.
22. 54 ort. + 2 int.
23. 48 ort. + 2 int.
24. 37 ort.
25. 60 ort. + 1 int.
26. 42 ort. + 1 int.
27. 35 ort. + 1 int.
28. 45 ort. + 2 int.
29. 35 ort.
30. 77 ort.
31. 39 ort. + 2 int.
32. 28 ort. + 1 int.
33. 41 ort.

Zwycięzcy XIV Dyktanda Wrzesińskiego 2016

Zakończyło się TRZternaste Dyktando Wrzesińskie. Na podsumowanie przyjdzie jeszcze czas. Póki co przedstawiamy Wam laureatów.
W kategorii uczeń:
1. MISTRZYNI Kamila Kwiatkowska (ZSTiO we Wrześni) – zaliczone 30 błędów ortograficznych i 1 interpunkcyjny
2. Milena Kwiatkowska (ZSP we Wrześni) – 32 błędy ortograficzne i 2 interpunkcyjne
3. Wiktoria Kosmowska (LO we Wrześni) – 35 błędów ortograficznych.

W kategorii open:
1. MISTRZ Aleksander Meresiński (Kielce) – 4 błędy ortograficzne i 1 interpunkcyjny
2. Arkadiusz Kleniewski (Warszawa) – 4 błędy ortograficzne i 4 interpunkcyjne
3. Jan Chwalewski (Pabianice) – 7 błędów ortograficznych.

Przypominamy, że podamy również do wiadomości informację o liczbie błędów w pozostałych pracach, ale bez podawania nazwisk, a jedynie numerów startowych.

XIV Dyktando (2016)

Nowalijka czy w koło Macieju?

Czyż program z niby-gwiazdami żwawo przemierzającymi, ale nie w tę i nazad, Półwysep Indochiński, to niestrawny, niemożebny półprodukt, jak rzecze nadbużańska fanka Julii Hartwig? Zżyma się na to bialskopodlaski choreograf pijący nie tużpowojenny burbon, ale wino zbożowe z dyskontu reklamowanego przez korpulentną dziennikarkę, według którego to medialny majstersztyk.

Szwarccharakterem i zarzewiem wszelkich konfliktów rzeczonego programu okrzyknięto żonę nie żonę chuderlawego okularnika z syndromem Piotrusia Pana. Zbierający głóg kubofuturysta z Żyrzyna, nocny marek nienawidzący niewykwintnego rostbefu, uważa, że niewiasta ta na pytanie „Którędyż do celu?” odpowie bez krzty zawahania: „Po trupach”. Z jej adwersarzami nie zgadza się odwiedzający rokrocznie cmentarz Rakowicki rutenista z Nietupy, zdobywca Buczynowych Turni, twierdzący, że show-biznes to nawet nie nadrzeczywistość, ale li tylko przedstawienie, w którym każdy gra. O niekoleżeńskiej zawodniczce, jak i o hat tricku monachijskiego napastnika nie słyszał w ogóle mól książkowy z Roszek-Wodziek, dla którego prościuteńkie pojęcia to woda Burowa, muhafaza i możylinek.

Dwudziestosześcioletni kutnowski urwipołeć, zadurzony w nadzwyczaj temperamentnej międzyborzance, po odpadnięciu za nieprzestrzeganie regulaminu nie fafuły, nie beksy-lali, ale wytatuowanego eksboksera, poprosił Ministerstwo Obrony Narodowej o medal za męstwo, bo przecież zniesienie takiego rozstrzygnięcia było nie lada osiągnięciem. Behawiorystka z Woli Uhruskiej, pomimo nielichego ischiasu protestująca przeciw hiperrestrykcyjnej ustawie antyaborcyjnej, skonsumowała paluchy z anchois i makaron al dente, po czym oparła się o wezgłowie z namalowanym sjeną Swarożycem, by kibicować nie całkiem perfekcyjnej Małgorzacie. Tłumacza Habermasa z Chociul, czytającego niedawno o hidżrze Mahometa, samozwańczego eksperta od Hełmu-Pirgi, Morsztynowskiej Banialuki, żadnego klituś-bajduś, zjeżyło od razu, że niektórzy uczestnicy zachowują się jak neokolonizatorzy, którzy wszędzie widzą motłoch w pipidówkach, podczas gdy to im do twarzy byłoby w gumofilcach.

Czy w obliczu tak przeogromnych emocji telewidzów nie powstanie kolejne celebryckie reality show? Toż to pewne jak bum-cyk-cyk!

XIII Dyktando (2015)

Kuchenne cuda-niewidy

Nadwiślańscy zwolennicy in vitro i naprotechnologii, epikurejskiego hedonizmu i nihilizmu Schopenhauera zawieszają te skądinąd nie byle jakie dysputy, gdy pusty żołądek gra żałobny marsz w tonacji a-moll. Po zrobieniu kogla-mogla, upichceniu spaghetti czy usmażeniu okoniopstrąga nie wracają jednakże do owych rozważań, ale oglądają kuchenne popisy rodaków.

Samozwańczy kulinarni arcymistrzowie prezentują swoje talenty nierzadko postponowane przez jurorów. Z kolei gastronomiczni przedsiębiorcy mający niezły aranżacyjny miszmasz i marniutkie menu liczą, że kuchenne tsunami fundowane przez nader temperamentną blondwłosą restauratorkę sprawi, że w ich lokalu prima sort rozlegnie się rejwach tłumu zgłodniałych nie łachudrów, ale pierwszorzędnych klientów.

Technik zoolog z Suraża, istny quasimodo, dla obejrzenia odcinka ze staropolską kuchnią zrezygnował z hejtowania z bogoojczyźnianym zacietrzewieniem multikulturalizmu i uchodźców. Nadobna bełżyczanka, kochająca artyzm Żylis-Gary i Menuhina, odłożyła na fotel-leżankę książeczkę o hydatodach i warżkach, zaparzyła cappuccino, po czym patrzyła na nie najszczęśliwszą minę uczestnika po niedogotowaniu przezeń bakłażanów i jarmużu, co bezlitośnie wytknęli eksperci. Niezgrabna właścicielka dwuipółrocznego chihuahua z Borzechowa, dla której przedwczorajsze przeczytanie „Monachomachii” było nie mniejszym sukcesem niż siedemsetny wirtualny znajomy, chciałaby wystąpić w kulinarnych zmaganiach, choć póki co najlepiej idzie jej przyrządzanie hot dogów. „A nuż, widelec mi się uda” – rozmarza się, wypatrując w śreżodze cumulonimbusów. Mrzygłodzki bohemista, nie pierwszy z brzegu fan Szyszki-Bohusza i asamblaży Hasiora, tworzący niby-surrealistyczne bohomazy na dauhańskim półpłótnie, mający w ogrodzie nieszpułki i damarzyki, zauważył, że kilkunastosekundowe zbliżenia nazwy producenta przypraw zauważyłaby nawet jego niedowidząca od lat prababka.

O kulinariach wolał natomiast nie myśleć pewien mikrobiolog, nie lelum polelum, nie męczydusza, ale dusza człowiek z Ulhówka, który z narzeczoną, nie żadną harharą i niezgułą, ale przeuroczą pułtuszczanką, był niedawno na Nizinie Ocko-Dońskiej i placu Menażowym. Chwilowo cierpiący na rozstrój żołądka jegomość, siedząc w pulmanie, obawiał się, że za chwilę podróżująca tym pociągiem szefowa rządu spyta go o ulubione posiłki, a nawet miniwzmianki o jedzeniu mogły mieć dla niego przykre konsekwencje.

Wkrótce jednak i on zatęskni za jedzeniem. Polak głodny to Polak zły, jak mówi przysłowie. A od korzeni wszak nie uciekniemy.

Facebook